Pierwsza miała miejsce w ubiegły poniedziałek. Pozytywnie zmotywowana donosikami gonzo, Sysunia i innych postanowiłam udać się na zwiady do mojego lasu.
Ach, co to było za grzybobranie


Jeśli pojawił się jakiś jadalniak, to raczej w stanie niejadalnym:
A tego musiałam sobie odpuścić:
bo rósł na stromym brzegu rowu wypełnionego czarną, śmierdzącą bryją, wolałam nie ryzykować.
Dopiero gdzieś na przedostatniej miejscówce znalazłam 2 czerwoniaczki, a na ładne rycerzyki czerwonozłote, świecznice, murszaka rdzawego i parę innych:
I na koniec, jako nagrodę pocieszenia
Jeden jedyny, ale mój ci on i jak ta róża dla Małego Księcia- najpiękniejszy
Na następne grzybobranie wybrałam się w piątek. 4 dni to dla grzybów dużo i miałam wielką nadzieję, że już się coś pojawiło, a tymczasem… było bardzo podobnie, tylko już bez kurek Długo, długo nic, a potem
I na sam koniec taki promyk nadziei:
Po drodze złapałam jeszcze na
I wczorajsza wyprawa:
Zaczęło sie obiecująco od 2 ceglastoporych, ale były to jedyne, jakie znalazłam.
Początkowo również wyglądało nieciekawie i już zaczęłam snuć teorie, że mój las, który kilka lat temu w czasie powodzi został doszczętnie zalany, a który teraz poddawany jest intensywnym działaniom odmładzającym/ melioracyjnym/ drenażowym, został chyba i przy okazji… odgrzybiony Ale wygląda na to, że „cud nad Wisłokiem”, wprawdzie z pewnym opóźnienie, dociera i do nas.
Im dalej w las, tym więcej grzybków zaczęło sie pojawiać. Królują maleńkie siatkusie i koźlarze … chyba dębowe, które rosną pięknie, stadkami
A to mój olbrzym. Ponieważ linijka gdzieś mi się zapodziała, zresztą trudno byłoby zmierzyć średnicę okrągłego kapelusza, użyłam patentu gonzo
W domu zważyłam: 550g.
Bogata paleta gołąbków:
Znalazłam też parę koźlarzy, chyba grabowych i 1 podgrzybka:
I trochę innego dobra:
bonusik1- oszukaniec (krowiak aksamitny)
bonusik 2- śliczności, nieprawdaż?