Alarm w telefonie zaczął przeszywać mój mózg i trzewia o 5:00. Musiałem pilnie przerwać randkę z Jennifer Aniston, by ruszyć na te przeklęte grzyby Gdy spojrzałem na termometr, odechciało mi się już wszystkiego. 2 stopnie na plusie. W takiej aurze zdarzały się przypadki zamarznięcia! Trudno. Wlazłem w Corsę i jazda na Słowację. W okolicach Żywca, obudziłem się wreszcie, nie wierząc zbytnio w powodzenie wyprawy. Dojechałem o 6:30 w mroku. Czekając w aucie na wschód słońca, miałem wizytę lisa, któremu rzuciłem kawałek wędzonki z kanapki. Nie podeszło mu chyba, co obniżyło moje wędzarnicze morale.
Wszedłem w las, rozcierając zmarznięte dłonie, pierwszy trafił się podgrzybek:
Później w grupie muchomorków wypatrzyłem prawdziwka:
Zaczęło się! Prawdziwa prawdziwkowa orgia! Zaraz mi się ciepło zrobiło, gdy znajdowałem coraz to piękniejsze maluchy:
A to prawdziwa wisienka na borowikowym torcie – bliźniaki:
Co tu dużo mówić – 50 prawdziwków w 90 % zdrowych, podgrzybki, rydze, opieńki i sitarze. Co tu dużo pisać, warto było czekać tyle miesięcy i przeklinać suszę dla tego jednego wyjazdu!