Jak widać, za wiele jej nie było, za to po grzebaniu w liściach zobaczyłam na dłoni kleszcza. Szybki sąd doraźny, KS i natychmiastowe wykonanie.
Nie ukrywam, trochę mi to spotkanie nastrój popsuło. Ale tylko na chwilę, bo w lesie jest teraz taki klimat, że nie ma co się szlajać po Bahamach, Panie i Panowie! Nawet nasze poczciwe tubylcze komary zaczynają być aktywne.
Kolejny kilometr i zero grzybków. Znaczy widziałam jakieś niszczyki, wrośniaki i suche rozszczepki, ale przecież nie tego szukałam. I coś jest: dwie zeschłe piestrzenice kasztanowate dogorywają w słońcu… Słabo.
Idę dalej. Bingo! Drobnołuszczak jeleni, pierwszy w tym roku i jakieś maluchy wśród suchych liści. A potem cała kolonia podsuszonego boczniaka topolowego.
Potem znowu spory kawał lasu bez żadnych nowalijek. Po raz kolejny idę spenetrować miejscówkę mitróweczki błotnej. I proszę! Tydzień wcześniej nie było nic, dzisiaj sporo maciupeńkich z żółtymi łepetynami. Jak zawsze podczas robienia w tym miejscu zdjęć zaliczam podtopienie i niestety znowu łapię kleszcza. Ale sesję trzeba skończyć, bo to ciekawe i rzadkie grzybki.
Jeszcze są malutkie, mam nadzieję, że podrosną i uda mi się je jeszcze
Zahaczam o miejscówkę żagwi orzęsionej. Grzybków jest więcej niż poprzednio.
Dorzuciłam resztę znalezisk: żagwie zimowe, zgliszczaki pospolite, wrośniaczki sosnowe [R] i jakiś nn z sosnowej gałęzi.
Mam nadzieję, że wkrótce spadnie jakiś