W piątek po powrocie z pracy zapowiedziałam mężowi, że w sobotę mam zamiar spać do południa i pod żadnym pozorem ma mnie nie budzić, bo muszę odespać ciężki tydzień. Niestety moje plany runęły jak zamek z piasku, kiedy wieczorem zadzwonił znajomy i zaproponował wyjazd do lasu na Orawę Tak więc zamiast spać do południa, o 4 rano w sobotę siedziałam już w samochodzie i pędziłam w moje ulubione lasy
Kiedy dotarliśmy na parking niektórzy grzybiarze już wracali z powrotem – po ciemku chodzili czy co, przeleciało mi przez głowę
Pogoda nam dopisała, było pięknie, a w lesie jeszcze piękniej, kolorowo od rosnących tam grzybów
Pierwsze skrzypce w lesie grały niestety goryczaki, których było zatrzęsienie
Jednak dużo rosło też gołąbków, kolorowych zasłoniaków, muchomorów, obłączków i innych ciekawych grzybów
Oczywiście borowiki również się trafiały, ale w większości zostały w lesie
Mnóstwo grzybów było zapleśniałych, aż serce bolało na ich widok, jak np. ten:
Najbardziej ucieszyło mnie znalezienie siatkolista maczugowatego i to nie tylko na jednej miejscówce co do tej pory mi się nie zdarzyło
I w taki oto sposób nieoczekiwanie spędziłam sobotę Wszyscy byliśmy bardzo zadowoleni z wyprawy, tym bardziej, że nikt nie wrócił z pustym koszykiem
A to bonusik, aby chociaż odrobinę przybliżyć klimacik, jaki panował w lesie