Ja dzisiaj wybrałam się na uszka bzowe. Było dość zimno, w mieście leżało rano troszkę śniegu, tak dla dekoracji. Natomiast w lesie leżała dość gruba warstwa mokrego śniegu. Pięknie świeciło słońce i ta mokra ziemia zaczęła silnie parować. Szkoda, że zdjęcie nie oddaje uroku tego widoku:
A ja dostawałam co chwilę w głowę ciężką, mokrą gałą z drzewa.
Przez dłuższy czas spacerowałam w pełnym słońcu i prószącym od czasu do czasu śniegu
Aż nagle zaczęła się prawdziwa zadyma. Sypało tak, że na kilka kroków nie było nic widać. Przyznam, że sama, w obcym lesie na zboczu wąwozu, czułam się dość niepewnie.
Na szczęście nie trwało to długo, śnieg szybko ustał, odetchnęłam z ulgą. Nagle patrzę: zza drzewa wystaje… nos I to żeby jeden
Podejrzewałam, że to jest ten uszak skórnikowaty, który Paweł niedawno pokazywał, ale coś mi nie wygląda…
Uszaczków było dość dużo, niektóre w pięknych śniegowych czapach, ale sporo było też uszaczkowych niemowlaczków. Zostawiłam je, żeby sobie podrosły. Mam nadzieję, że za jakiś tydzień do nich trafię, a jak nie, to ktoś inny się ucieszy.
Przy uszaczkach często rosły takie różowe maleństwa.
Poza tym wpadło w oko aparatu sporo innych różności:
Parę najbardziej malowniczych czyreni jodłowych:
A teraz uwaga: VICTORIA
Mój pierwszy raz
Czarki w zimowej szacie
bonusik: taki sobie oryginalny grzybek