Zmobilizowany pojawiającymi się doniesieniami o pojawianiu się smardzy i smardzówek, postanowiłem, korzystając z wolnego dnia i pięknej pogody, i ja odwiedzić kilka znanych mi stanowisk wiosennych, chronionych grzybków. Pierwsze stanowisko, miastowe, miałem po drodze, więc nie mogłem go pominąć. I słusznie , bo w niziutkiej trawce zauważyłem kilka oszronionych smardzyków ( w nocy był lekki przymrozek ).
„Dobry znak” pomyślałem. Po dziesięciu kilometrach dojechałem do stanowiska naparstniczki stożkowatej. Tam, ku mojej wielkiej radości, znalazłem ( albo raczej wypatrzyłem ) siedem młodych owocników tegoż grzybka.
Podbudowany takim stanem rzeczy postanowiłem odwiedzić trzy znane mi i będące w moim „zasięgu” stanowiska smardzówki. Niestety dalsze 15 kilometrów było bezowocne, jeśli chodzi o smardzowate. Natrafiłem tylko na dwa ciekawe nadrzewniaczki, jeden znanego mi gatunku, drugi na razie nn.
Gdy na trzecim stanowisku smardzówki nie znalazłem żadnego owocnika postanowiłem wrócić do miasta i zbadać jeszcze, odkryte w ubiegłym roku, stanowisko smardza stożkowatego. Najpierw natknąłem się na dwa ledwo wystające ze ściółki kapelusze, które nie bardzo mi pasują jednak do smardza stożkowatego.
Widział bym tu prędzej smardza półwolnego, ale ( jak się poszczęści i grzybkom i mnie ) czas pokaże co to za gatunek. Jeśli chodzi zaś o smardze stożkowate, to udało mi się wypatrzeć tylko jednego malutkiego smardzyka.
Zbierając się do odjazdu, na końcu tego pasa kolczastych krzewów, natknąłem się na smardzówki czeskie ( 14 sztuk ), których to usilnie szukałem w lasach
I takim oto wspaniałym akcentem zakończyłem dzisiejszą wycieczkę, 50-kilometrową, ale było warto
I tu skłamałem bowiem po obiedzie podskoczyłem jeszcze na dwa stanowiska i na jednym z nich trafił się taki smardzyk: