Dzisiaj po pracy czym prędzej dosiadłem swojego konia i pognałem 12 km by odwiedzić swoje sobotnie znalezisko. Mowa oczywiście o podgrzybku tęgoskórowym
Jechałem pewien obaw, ale i nadziei, że grzybki jeszcze będą. Wybrały sobie bowiem nie najlepsze miejsce, skraj dróżki leśnej, obecnie częściej uczęszczanej ( sezon ) do tego skąpo porośnięty krzewinkami i roślinnością zielną. Mogły zostać zebrane, zerwane, zdeptane albo zeżarte przez zwierzęta. Po dotarciu na miejsce pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to wyrwany tęgoskór z resztkami obciętych trzonów podgrzybków. Jeśli wierzyć przesądom, to sprawca tegoż czynu powinien teraz chodzić bez uszu
Na szczęście drugi tęgoskór był nie ruszony. Pewno podgrzybki wydawały się zbyt małe. Jeszcze większą radość sprawiło mi wypatrzenie obok jeszcze trzech niedużych tęgoskórów z jeszcze mniejszymi maluszkami podgrzybków
Na tej fajnej dróżce rosły również „popularne” gatunki
A w drodze powrotnej trafiło się jeszcze kilka innych „koszykowców”
gonzo