W końcu się zarejestrowałem bo nie mogę przeboleć jakiegoś fatum w tym roku. Grzybów uzbierałem we wrześniu ponad 3 wiadra, z czego przynajmniej wiadro podgrzybków poszło do ususzenia i przechowania np. na Swięta. Problem dotyczy tego, że mieszkam na ostatnim piętrze i ogrzewanie pozostawia u mnie wiele do życzenia, praktycznie w mieszkaniu jest chłodno (w pokoju lepiej, ale ja przechowuję i suszę w kuchni).
Grzyby zawieszone na rurkach czy kaloryferze nie chciały schnąć. Próbowałem już i z małych kawałków i większych. Postanowiłem wieszać grzybowe korale w piekarniku i suszyć je przy otwartych do połowy drzwiczkach i nastawie 50*C z termoobiegiem. Grzybki wyschły po gdzieś ok. 3h. Zdecydowałem się umieścić je w suchych słoikach i porządnie dokręcić zakrętki.
Wczoraj po kolejnym grzybobraniu suszylem grzyby w ten sam sposób, lecz przy drzwiczkach znacznie mniej uchylonych przekonany tym, że dużo jednak ciepła ucieka, a prąd nabija! Suszyły się dłużej, ale też uzyskały wygląd drobny i szeleściły w palcach. Przed chwilą otwieram wczorajszy słoik, a one są ciaplate i wilgotne i zajeżdża zgnilizną. Jakież to było moje zdziwienie, gdy postanowiłem zbadać słoik sprzed ok. 2 tyg. i tam jest to samo. Odór, kawałki grzybów są miekkie i już wiem, że lekką ręką wiadro pójdzie do kosza. Co robię źle?
Ja tu się ciesze, że fajny urodzaj tego roku, a w ten sposób nic nie ususze do Wigilii


Aha, ten starszy sloik przy odkrecaniu puscil powietrze jak przy odkrecaniu lekko gazowengo napoju.