Pieśń czwarta
Klub Darz Grzybowy
czyli
Pozytywnie zakręconych
czołówka
Teraz sypie, sypie się Klub Darz Grzybowy,
Zwyczajny – niezwyczajny. Drużyna „Brązowych”.
Brąz - barwa podgrzybka, barwa boletusa,
Na sam widok którego raduje się dusza.
Przejrzyjmy te szeregi, kręte i niesforne,
Za to zawsze pomocne, chętne, choć swawolne.
Dzisiaj czołówkę tworzą zacni Porościarze:
Z sercem czułym – Lobaria. Widok to niekiepski,
Bo koszyczek jej niosą ocalone pieski.
Tu Porost wąs podkręca, jak zawsze, gdy marzy
Że znowu mu się jakiś zacny okaz zdarzy.
Zatrzymał się i macha. Komu?
Oczywiście, tam przecież stoi Doniu,
Rozdarty czy iść w stronę zlichenizowanych,
czy też zająć się serio z Pawłem śluzowcami.
Dalej: Gali, co nocą po stronie buszuje.
Czasem… smardza w doniczce sobie wyhoduje.
Miły chłopak ! Z Milicza inny być nie może.
Teraz wita… Kogóż wypatrzył on w borze?
To Ewka[56], która kocha i grzybki, i kwiatki,
Przy niej Ronka, ceniąca wszelakie zagadki,
Która nazwie roślinę, zabytek i ptaka.
Tęga głowa i skromna. Fakt, Ronka jest taka!
Obok Meryt, lubiący polować na smardze,
I Margolcia, co z włości zjechała na harce,
Włóczykij, Bogdan, Jimmy6 i Bobik –
Każdy na grzyby chrapkę sobie robi.
A tam, gdzie smuga światła, już ktoś fotki pstryka –
To bracia: JanuSz z LeSzkiem dybią na rydzyka.
Znów nam mogą zagrażać z zachwytu bezdechy,
gdy je panowie S. wrzucą do ankiety.
Za nimi Robi – krakus i Krakus - nie z Kraka,
taka czasem z nickami namota się draka.
Patrz! Tam Tomek[86] - to okaz wśród „grzybniętych” rzadki:
Na koncie więcej pochwał niż forowej gadki!
Idą w parze Gorszczyki, Piotr i Ania,
lecz w rajdzie w stronę lasu Antoś ich przegania.
Oj, będzie kiedyś z niego grzybiarz nad grzybiarze!
Już początki ma świetne. Resztę… czas pokaże,
Choć już teraz rodziców cieszy spryciarz taki,
Co zamiast na plac zabaw chce iść… na maślaki.
I kto tam jeszcze? Kto tam? ? Damianeczunieczek.
Pieszczoch nickowy. Rzecz na forum znana:
- Dzień dybry! – rzuca rankiem i czeka do rana,
Aż ktoś odpowie.
Daremnie! „Grzybniętym” wszak czaty nie w głowie.
Za to tu, gdy w lesie: „Dzień dybry”! Odegrzmiało echem,
Każdy pospieszył z: „Cześć”, „Siemka” lub chociaż uśmiechem.
Suną „Brązowi” żwawo, milkną chichy-śmiechy,
słychać tylko tu i tam stłumione oddechy.
Każdy wzrok wbija w ściółkę, żga jak wykrywaczem…
- Jadalnych brak! – ktoś wybucha płaczem.
No jasne, pofocimy piękne lakownice,
Wrośniaki i hubiaki, wielkie jak donice,
Także czyrenie, fałdówki i pniarki
Cudne, lecz dzisiaj wszyscy marzą: garnki
Zupy grzybowej, patelnie sosiku,
Pełne wsady suszarki i „coś” też w słoiku.
Ktoś krzyknął groźnie: - Dawać tu Prezesa!
Miały być boletusy! Niech da, co obiecał!
Inny wrzasnął: No właśnie, zrywam się z rana, jadę…
I nic! Niech to piorun trzaśnie!
- Zenit pod sąd grzybowy! – wrzeszczy ktoś, rozsierdzon,
Aż Nadir szaty rozdarł, osłonił go piersią.
Już krew się polać miała, rozpocząć rozruchy,
Przez te niespodziewane, grzybowe posuchy,
Gdy Moniś jakimś pieprznym dowcipem rzuciła
I tym sprytnym sposobem „bombę” rozbroiła.
[Niestety ciąg dalszy nastąpi.
]