Piękny, choć wietrzny, dzień żal było spędzać w czterech ścianach. Marzyły mi się czarki, ale nadal były to marzenia głowy. Za to kubianek naoglądałam się dziś do woli.
Sorry za ten hurt, ale jak się trafia coś, czego trochę się szukało, to tak to potem wygląda.
OK, wyjdźmy już z tego bajorka, bo trochę w butach chlupie. Między drzewami buszują latolistki cytrynki, ale takie toto znerwicowane, że na moment nie usiedzi. Cóż, zostaje focenie obiektów mniej mobilnych.
Po zaliczeniu serii żagwi… No nie! Tyle razy tamtędy chodziłam i teraz je widzę? Jako NN gwiazdoszowe zwłoki? To nie jest
sprawiedliwe!
Cóż, pozostaje żyć z tą porażką. Idźmy dalej.
Ten latolistek marnie wygląda, ale jest jak najbardziej żywy. Ciekawe zjawiska: motyle, owady, mrówki a w zacienionym miejscu jeszcze lód. Uroki przedwiośnia.
Prawdę mówiąc, sporo czasu poświęciłam dziś gapieniu się w korony drzew, gdzie szalały rozdokazywane ptaki. Niestety tylko sikorka zgodziła się na sesję.